Zacznę od wiadomości dla mnie dobrej: noga się naprawiła! Nie wiem co podziałało: wyginanie mojego ciała na wszystkie strony przez fizjoterapeutę, magiczny różowy plasterek na nodze, ćwiczenia wzmacniające czy wszystko na raz. Ale nie boli!
Powrócił więc temat półmaratonu, który spisałam już na straty. Udało mi się zorganizować jedną z babć do opieki nad chłopakami.
Pal diabli czas - zresztą w ile bym nie przybiegła -to będzie mój najlepszy wynik :)). Chciałabym po prostu przekroczyć linię mety i zobaczyć, że się da, bo na razie to dla mnie dystans niewyobrażalny.
Od chwili gdy pod wpływem impulsu znalazłam się na liście uczestników (a był to styczeń), w głowie przewijały mi się różne wizualizacje mnie biegnącej. W otoczeniu zielonej mgiełki na drzewach (przecież to końcówka marca, wiosna, no). W krótkim rękawku i getrach (bo to koniec marca, ciepło już będzie).
Ze dwa tygodnie temu pogoda pozachęcała ciepełkiem - nawet poszłam potruchtać w getrach 3/4 świecąc gołymi łydkami, pomimo, że dookoła resztki śniegu, a ludzie poopatulani (no dobra: tak naprawdę te getry to założyłam, bo długie były w praniu, a moja kolekcja ubrań do biegania jest bardziej niż skromna. Ale temperatura w słońcu była bardzo przyjemna i zimno mi nie było). Mnóstwo ludzi oglądało się za mną - choć nie jestem pewna, czy to ze względu na te moje łydy, czy jedyne w swoim rodzaju połączenie kolorystyczne czerwonych długich skarpet w czarno białe kółka oraz czarnych butów z oczojebnymi żółtozielonymi podeszwami i sznurówkami. Wierzcie mi: połączenie było....piorunujące :)))
Tak więc aura pomachała przed nosem ciepełkiem, nadchodzącą wiosną, a potem...a potem pokazała figę z makiem. I wychodzi na to, że za tydzień żadna zielona mgiełka, krótkie rękawki - tylko śnieg, czapka i zimowa bluza.
Muszę zacząć moje wizualizacje od nowa :)
17 marca - ku pamięci
Jak tak dalej pójdzie to WIOSENNE maratony też będziemy w czapkach i szalikach kicać ;-)
OdpowiedzUsuńNie kracz! Pomimo mojej całej sympatii do śniegu - marzę o wiośnie
Usuń