Przez ostatnie 5 dni nie biegałam. Remont łazienki w toku - doszły, ekhm, pewne komplikacje, o których obszernie pisałam na moim drugim blogu (http://aga-cka.blogspot.com/search/label/%C5%82azienka - tu znajdziecie całą historię). Wczoraj stwierdziłam, że nie ma zmiłuj: wychodzę. Jeszcze musiałam dojść do ładu ze swoim ciałem, które akurat teraz mi przypomniało, że jestem kobietą. Ketonal pomógł - bez niego miałam wrażenie - przepraszam, za dosadność - że mi dupa odpadnie. I pobiegłam.
I miałam jak najgorsze przeczucia: bo remont, bo zmęczenie, bo "te dni", bo boli. A tu niespodzianka: nogi niosły i biegło mi się po prostu dobrze. Garmin pokazał, że tempo też całkiem, całkiem (oczywiście jak na mnie). Więc tak sobie biegłam obserwując miasto. A to zniżający się do lądowania na lotnisku bemowskim samolot na tle zachodzącego słońca, a to machając w podziękowaniu do pana w samochodzie, który pomimo, że miałam czerwone światło, specjalnie dla mnie zatrzymał się, żebym zdążyła przebiec przez jezdnię, a to podnosząc rękę do mijających mnie innych biegaczy. I biegłam.
Jeszcze odbyłam małą rozmowę z moją głową, która usiłowała zmusić mnie do zmiany trasy - bo po drodze wypadały podbiegi - ale twarda postanowiłam być i głowy nie słuchać. I biegłam.
Kaczka, która przycupnęła tuż przy ścieżce nie ruszyła się ani na centymetr, tylko powiedziała kwa, kwa, gdy ją mijałam. I biegłam.
I wreszcie dobiegam. I okazało się, że właśnie pobiłam swój osobisty rekord na dychę :)
To się nazywa głód biegania :)))
A deszczownica w prysznicu to za-je-faj-na sprawa :)))))
Nic mi nie mów o głodzie biegania!
OdpowiedzUsuńJutro dopiero mi gips ściągają... Ciekawa jestem ile jeszcze szlaban będzie trwał :(
Może pomyśl o jakimś fizjoterapeucie?
UsuńMysle :) zobacze co mi jutro powiedza :)
OdpowiedzUsuńCzytam z niekryta zazdroscia! 10km to dla mnie piesn przyszlosci (oby!!). Na razie celem jest 5, a rzeczywistoscia 4,5 ;)
OdpowiedzUsuń