środa, 8 maja 2013

Pewne trudności

Fajnie jest wyjść pobiegać. Zmachać się, upocić. Człowiek wraca do domu, zdejmuje mokre ciuchy, śmierdzące skarpetki i idzie wziąć odświeżający prysznic. A potem w zależności od pory dnia i wykonywanej profesji: idzie spać/wychodzi do pracy/odprowadza dzieci do placówek wychowawczo- oświatowych itd.
Problem się pojawia, gdy twoja łazienka wygląda tak:


A jedynym meblem oprócz drabiny jest kiwający się, tymczasowy kibelek, który musisz spłukiwać wodą z wiaderka ;)
Najpierw odpuściłam - tym bardziej, że ostatnie parę dni obfitowały w wydarzenia różnorakie i średnio miałam głowę do biegania. 
Powrót z urlopu blisko 2 tys km samochodem, którego z powodu tajemniczej awarii okolic akumulatora nie dało się wyłączyć,  bo by już nie dopalił, pranie kilogramów ciuchów na zapas,  szykowanie mieszkania i przede wszystkim łazienki do rozpierduchy, odprowadzanie dzieciaków na piechotę do szkoły/przedszkola a potem powrót z wywieszonym jęzorem (aż dziwne, że dziecku nr 3 siedzącemu w wózku nie musiałam much wybierać z między zębów ;)), żeby zdążyć przed panami fachoffcami, wymyślanie na szybko nowego rozplanowania kafelków w łazience, bo pan_od_ łazienek  mający wizję tak mi rozrysował kafle, dekory i lustro, że dwa ostatnie elementy kończyły się w połowie prysznica.
Ale za oknem piękna pogoda, na FB biegający znajomi wkurzają wpisami o pięknym lesie o poranku, a rano, gdy odprowadzam dzieciaki, mijają mnie biegacze wracający ze swych porannych treningów.
Jak żyć, jak żyć?
Więc pobiegłam dziś.  Jako namiastka lasu musiał wystarczyć Lasek na Kole. 
Ostatni raz biegałam w nim jakiś miesiąc temu i biegłam PO ŚNIEGU. I mijałam narciarzy biegowych. 
A teraz... Wiosna jednak dotarła! Było zielono, pachnąco, gorąco. Było fajnie. Ale oprócz tego okazało się, że: bieganie bez stanika do biegania jest mniej fajne, bo jednak biust lata a fiszbiny po pewnym czasie zaczynają obcierać (w tym remontowym syfie nie byłam w stanie dokopać się do odpowiedniej części garderoby). Skarpetki - stopki kupione w dziale dla biegaczy w Decathlonie są do bani, bo są za krótkie i buty obcierają mi achillesy.
Obciera mnie również pasek od czujnika tętna - nie po raz pierwszy, ale wraz ze wzrostem temperatury coraz mocniej i wyraźniej. Zaczynam dumać nad stanikiem, który ma wbudowane napy pod garminowski czujnik tętna i żadnych dodartkowych pasków nie potrzeba.
Po powrocie była jeszcze małą ekwibrystyka w kuchni w misce do prania jako namiastka porządnego, odświeżającego prysznica. Nie powiem, żeby to było wygodne - ale da się.
Nie ma to tamto - trzeba biegać!

2 komentarze:

  1. Racja, nie ma lekko! Ale milo bedzie przegladac sie w lustrze, po biegu, pod prysznicem :D
    Ja sobie skontuzjowalam kolano, ale jeszcze kilka dni i pobiegne na pewno znowu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie denerwuj mnie z tym lustrem :))) Mam nadzieję, że remont przeżyję, a efekt po tych wszystkich zmianach będzie zadowalający

      Usuń

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger