Tak to jest jak człowiek ma niewielki staż i jeszcze żadnego lata za sobą związanego z bieganiem.
W tej chwili patrzę na termometr. W cieniu pokazuje 32 stopnie. Chyba nie chcę wiedzieć ile jest w słońcu. O siódmej rano było niewiele chłodniej. Wieczór również nie przynosi ulgi - przedwczoraj koło 21 miałam wrażenie, jakby przedzierała się przez gęstą zupę. Wczoraj mój mąż skrócił bieganie o połowę. Po 5 km wrócił do domu. Bieganie w takiej temperaturze jest zdecydowanie mało komfortowe. A jak jeszcze dojdzie do tego moja mała kompatybilność z paskiem na czujnik tętna...
Poza tym nie tylko bieganiem żyjemy - gdzieś tam przewija się rower, wspinanie, są dzieciaki.
I zamiast robić weekendowe wybieganie, pakujemy szpej, zgarniamy po drodze kolegę i jedziemy w Jurę
Albo pakujemy się w auto i jedziemy na dwa dni pobawić się w wielkiej piaskownicy :P
Albo jedziemy na motocyklach na Węgry
No właśnie. Motocykl.
W sobotę raniutko wsiadam jako "plecak" na motór męża i ruszamy w kierunku Norwegii, a konkretnie Nordkappu. Musimy się zmieścić w dwóch tygodniach - potem pojawiają się takie komplikacje jak koniec urlopu mojego męża i moich rodziców, którzy przygarną nam dzieciaki, początek roku szkolnego i takie tam ;).
Maraton Warszawski już pod koniec września. Czasu coraz mniej i raczej nie należałoby robić sobie dwutygodniowej przerwy. Po długim zastanawianiu się, wstępnym pakowaniu (nie tak łatwo spakować rzeczy dla dwóch osób w kufry, pamiętając jeszcze, że nie można przekroczyć nośności motocykla), upchnęliśmy buty do biegania. Tak łatwo się nie damy - i zamierzamy przywieźć parę tracków z Norwegii.
Generalnie krystalizuje nam się wizja, żeby na przyszłość nie pakować się w żadne jesienne maratony. Lato to nie jest dobry czas na przygotowania - lepiej celować w jakieś wiosenne biegi.
A na razie... cóż. Trzymajcie kciuki, żebyśmy osiągnęli cel naszej podróży i żebyśmy cali i zdrowi wrócili z powrotem.
fot. Wikipedia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz