Gdy wciągnęłam się w bieganie i 10 kilometrów przestało być dla mnie dystansem z kosmosu, wiedziałam, że akurat w tych zawodach chcę wziąć udział. Chciałam być jedną z wielu tysięcy osób tworzących flagę, chciałam poczuć tą atmosferę, chciałam pobiec.
No dobra - i chciałam poprawić swój oficjalny wynik na tym dystansie :P
I wszystko było jak trzeba: pogoda znów dopisała - piękne słońce, błękitne niebo i całkiem ciepło jak na połowę listopada. I był tłum- jeszcze większy niż w zeszłym roku. I był hymn odśpiewany z tysięcy gardeł. I była biało - czerwona flaga z biegaczy. Wchodzę z bardzo w patriotyczne tony? Ale jak tu nie wchodzić, gdy biegnę obok starszych państwa - oboje krzyczą "brawo! Brawo!" i nagle pan odwraca się do żony i mówi: "przecież oni wszyscy biegną dla nas!"
Ale tak w ogóle to była po prostu fajna impreza biegowa. Dobrze pomyślany start - biegacze byli wypuszczani falami - dzięki temu na trasie nie było tłoku. Wśród zawodników krążyły służby medyczne na elektrycznych hulajnogach. I ta pogoda! I kibice na trasie! I piękny widok na "city"!
Niebieskie dodatki - to ja:) Fot. MaratonyPolskie.pl
A jak tam moje niecne plany życiówkowe? No, wyszły, wyszły. Nawet całkiem dobrze - bo swój poprzedni wynik poprawiłam o ponad 7 minut. Ale nie uniknęłam małego jęku zawodu, gdy zobaczyłam swój czas: 46:01. Niezły ogonek, nie? :)
I ja nawet wiem, w którym momencie to 45 z przodu się oddaliło. I to nie było na końcu - choć pewnie wystarczyłoby, żebym ze dwa razy mocniej machnęła nogami przed metą. To trzeci kilometr o tym przesądził. Bo, kurczę, ja w życiu w takim tempie nie biegłam. A na pewno nie biegłam w takim tempie na 10 km. Zobaczyłam jakie mi Garmin średnie tempo wybzyczał z poprzedniego kilometra i się przestraszyłam, że nie wytrzymam, że za szybko. I zwolniłam. I los pokarał za brak wiary we własne możliwości i to w dodatku tak perfidnie :)))
Małżonek (który również zrobił życiówkę, przybiegł 3,5 minuty przede mną), teściowa (startująca w nordic walking, była 17 wśród kobiet). No i ja :)
Właśnie do mnie dotarło, że w dalszym ciągu dłużej byliśmy pod zaborami, niż mamy niepodległą Polskę.
PIęknie!!! I życiówka poprawiona o 7 minut??!!! NIezły masz progres- gratulacje! :) ps. Kibicowałam z Hankąskakanką przy Grzybowskiej ale niestety Cię nie wypatrzyłam
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńJak to mnie nie wypatrzyłyście?? - byłam tak charakterystyczne ubrana - w czerwoną koszulkę z napisem "Bieg Niepodległości" :))))))
7 minut, wow! Gratulacje! Oczywiście ogonka szkoda, ale co tam, na pewno przy kolejnej okazji go urwiesz:)
OdpowiedzUsuńNo siedem, siedem:)) Ale poprzedni bieg to były trochę inne okoliczności przyrody: miałam mniejszy staż biegowy, bo zaledwie pięciomiesięczny. I biegłam wtedy po chorobie i na antybiotyku jeszcze. Co prawda teraz też niby na antybiotyku- no ale jednak trochę bardziej rozbiegana jestem
UsuńSuper ta życiówka, ogonka się pewnie przy najbliższej okazji pozbędziesz :) Gratulacje
OdpowiedzUsuń