Chwilowo znów jestem uziemiona. Chyba nie do końca doleczona poprzednia infekcja plus chore dziecko nr 1 daje razem kaszlącą, smarkającą, gorączkującą, połamaną - generalnie z lekka umierającą matkę.
Tym razem wyciągnięte zostały ciężkie działa pod postacią antybiotyku - mam nadzieję, że uda się wszystko wyleczyć do końca.
A ponieważ na razie z biegania nici, zainspirowana bardzo fajnym wpisem
Avy, napiszę o aktywności szeroko rozumianej w kontekście posiadania dzieci.
Czy powiększenie rodziny oznacza automatycznie koniec aktywnego życia? Na pewno jest dobrym pretekstem:) Szczególnie to widzę obserwując tatusiów na basenie. Ja nie mówię o tym, żeby od razu mieć sześciopak na brzuchu - ale jeśli wielkością mięśnia piwnego można zawstydzić niejedną kobietę w zaawansowanej ciąży - to coś jest nie halo.
Nie wiem czy ktoś z czytających - dzieciatych spotkał się kiedyś ze złotymi radami bardziej doświadczonych: "o, jak urodzi wam się dziecko to wszystko się skończy".
Bzdura.
Na pewno różne wyjazdy muszą zmienić swój charakter i intensywność, ale z perspektywy posiadania trójki dzieckiem, stwierdzam jedno: z jednym dzieckiem można wszystko!
Z dwójką, trójką - jest więcej kombinowania, trzeba iść na większe kompromisy - bo każde z dzieci jest w innym wieku i ma trochę inne potrzeby, ale kurczę - da się!
A ile nowych umiejętności się zdobywa:) Nie bez kozery powiada się, że podróże kształcą.
Błyskawiczne zatrzymywanie auta i czyszczenie tegoż oraz dziecka z pawia oraz sprawne wyszukiwanie czystych ciuchów w zapchanym po brzegi bagażniku - proszę bardzo:)
Umiejętność przewijania dziecka w każdych warunkach? Proszę bardzo:) (tam gdzie nie dało się znaleźć mniej lub bardziej prowizorycznego przewijaka stosowany był pit- stop w locie: tatuś trzyma dziecko przed sobą, a mama zmienia pieluchę w powietrzu)
|
Dworzec w Zawierciu. Dziecko nr 1 ma 6 tygodni
|
Karmienie w różnych okolicznościach przyrody dzieci w każdym wieku - zaliczone:)
|
Pierwsza zagraniczna wycieczka. Karmienie w Sztokholmie |
|
w Kampinoskim Parku Narodowym |
|
w drodze na Col du Tourmalet 2155m n.p.m., Francja |
|
pełna micha - pełnia szczęścia, Szwecja |
|
Frankenjura, Niemcy |
Elastyczne spojrzenie na umywalkę? Jest:)
|
Jeszcze bardziej idealne są zlewy do mycia garów na kempingach: są głębokie |
Dziecku naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba - wystarczą właściwie rodzice. Owszem, teraz zabieramy na wyjazdy książeczki, gry, kredki itp - ale wcześniej zabawką mogło być wszystko:
|
Paklenica, Słowenia |
|
Brudne dziecko - to szczęśliwe dziecko:) |
|
Sznureczek na spodniach taty? Mniam! Ferentillo, Włochy |
|
Patyczek? Idealny towarzysz zawsze i wszędzie
Rzędkowice Jura Krakowsko- Częstochowska |
|
No i zawsze można pomóc tacie... |
W naszych wycieczkach najczęściej jeśli nie główną to ważną rolę odgrywa samochód (jakoś trzeba się przemieścić w upatrzone miejsce)- ale równie ważne były chusta i nosidło turystyczne oraz rowery (te ostatnie dalej są w użyciu, oczywiście).
W czasach przedsamochodowych (były takie - cztery kółka pojawiły się dopiero jak byłam w drugiej ciąży) przemieszczaliśmy się pociągami, korzystaliśmy z uprzejmości znajomych. Samolot też się zdarzył
|
wzdłuż Bałtyku |
|
na Śnieżce |
|
Siurana, Hiszpania |
|
w Kampinosie |
|
Pireneje |
|
w Beskidach |
|
Rhonegletcher, Szwajcaria |
|
w drodze na prom |
|
Dziecko nr 1 po raz pierwszy jako pełnoprawny uczestnik naszego rodzinnego teamu.
Ścieżka rowerowa wzdłuż jeziora Vattern, Szwecja |
Dobrym pomysłem jest próba wciągnięcia aktywnie w hobby rodziców:
Kibicowanie też jest mile widziane. Sprawia radochę i dzieciakom i nam, rodzicom:
|
XC Mazovia |
|
na mecie triathlonu w Rawie Mazowieckiej |
|
Piątka na szczęście |
|
Mazovia MTB Żyrardów |
Mam też fotkę z innej trochę bajki, zimowej:
|
Dziecko nr 3 miało wtedy 5 miesięcy. Pojechaliśmy na weekend na narty do Istebnej, starsze dzieci zostały z babcią. Gdy jedno zjeżdżało, drugie zajmowało się dzieckiem. |
Widzę, że mało tekstu mi wyszło z tego wpisu, z to dużo zdjęć. Ale to może i dobrze: wszystko świetnie opisała Ava, więc nie ma sensu się powtarzać. A zdjęcia doskonale pokazują,że "da się".
Mam nadzieję, że kogoś zainspiruję. Powodzenia!
Jak ktoś chce poczytać o paru naszych wycieczkach - zapraszam:
Jesteście cudowni! Uwielbiam te Wasze fotki, cudne to chłopaki! Ach i Och! :)) I wcale nie za dużo zdjęć - za mało! :)
OdpowiedzUsuńO, widzę, ze adres bloga zmieniłas:) Dziękuję bardzo za achy i ochy!
UsuńDziekuje Ci za ten post. Mnie zainspirowal na pewno. Oby jak najwiecej poczatkujacych rodzicow bralo z Was przyklad!
OdpowiedzUsuńDzieci to nic strasznego (choć to nie przeszkadza mi mieć czasami morderczych myśli;))
UsuńMistrzowie, po prostu mistrzowie!!!!! Ten post to normalnie historia "Z dziećmi przez świat" - brakuje Was na biegunie i w dżungli ;-). Foty są rewelacyjne, pomysły na spędzanie czasu z maluchami też. Jesteś najlepszą ilustracją mojej tezy z bloga że da się i to z trzema. Pozdrówka!
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńCzapki z głów!Chyle czoła i cała resztę.Ja posiadam dwójkę i ciągle wszystko odkładaliśmy...Koniec oświadczam ze od teraz wszystko się zmieni....
OdpowiedzUsuńAlleluja i do przodu! :)
UsuńRewelacja! Ja mogę pochwalić się jednym, za to bardziej wymagającym dzieckiem ale i tak twierdzę, że jeśli ktoś mówi, że coś się nie da to szuka tylko pretekstu do zalegania na kanapie. Uwielbiam takie Rodziny jak Wasza i podziwiam :)
OdpowiedzUsuńMoa - moi rodzice ze mną i siostrą, gdy byłyśmy male jeździli na Mazury żeglować. Nie byłoby może w tym nic sensacyjnego, gdyby nie fakt, że moja siostra była dzieckiem głęboko upośledzonym, wymagającym 24 godzinnej opieki
UsuńO MATKO! Jak ja mogłam ten wpis przegapić??? Cudo! :D więc mówisz, że można nosidło spokojnie odpuścić? Zawsze to wydatek mniej. Zastanawia mnie tylko ta parasolka na kamieniach. Domyślam się, że jednak była tam gdzieś ścieżka ;) to naprawdę piękna sprawa patrzeć na ludzi, którym dzieci w życiu nie przeszkadzają i nie powodują żalu, że teraz to już wszystko skończone.
OdpowiedzUsuńSpokojnie możecie zostać przy chuście. Może i dłużej się mota - ale środek ciężkości jest bliżej rodzica i po prostu wygodniej się nosi.
UsuńCo do wózka - nie, tam nie było żadnej ścieżki :) Podchodzenie pod sektory wspinaczkowe odbywało się z dzieckiem w chuście/na rękach (najczęściej w chuście). Wózek złożony był targany osobno. Potem znajdowaliśmy odpowiednie miejsce - żeby i dziecko było na oku i żeby nikt z góry nic mu na głowę nie spuścił. Wózek był rozstawiany, zabezpieczany przed przewrotką/stoczeniem.
Jesteśmy pełni podziwu Waszych podróży z dziećmi :) To na pewno nie łatwe zadanie. Przeczytaliśmy Twojego bloga o wyprawie wzdłuż wybrzeża Morza Bałyckiego z Tiborem i Wiktorem - mamy zamiar powtórzyć Waszą podróż, ale bez dziecka (jeszcze go nie mamy). Mieliśmy obawy przed tą wyprawą, ale gdy natrafiliśmy na Wasz blog, zdecydowaliśmy się wyruszyć (skoro rodzice z małym dzieckiem dali radę to my nie damy?;) ). Twój blog dodał nam motywacji. Naprawdę świetnie opisujesz i śmialiśmy się z Waszych przygód. Pozdrawiamy serdecznie :) Mateusz i Magda.
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńPewnie, że dacie radę!