A my z niepokojem zauważyliśmy, że ostatnio coraz częściej wyłączamy z naszej aktywności dzieciaki. Każde z nas myśli o swoich kilometrach, swoich zajęciach. Na zmianę wychodzimy z domu dzieląc się opieką. Czy nie dałoby jakoś tego wszystkiego połączyć?
Małżonek wydumał taki plan: on pakuje do samochodu dzieciaki, rowery i jedziemy w sam środek Kampinosu do Roztoki. Tam z planktonem rusza jednym ze szlaków turystycznych. Ja na rowerze rozpoczynam z domu - i spotykamy się w umówionym miejscu w lesie. Następnie robimy całą rodziną wycieczkę. A potem zmiana: ja z dzieciakami pakuję się do samochodu, a mąż - ambitnie - wraca biegiem. W ten sposób my mamy trochę aktywności "tylko swojej" - ale przede wszystkim jest wycieczka całą rodziną.
Ja - pomimo, że tradycyjnie zostałam wyposażona w mapkę na której miałam wyrysowaną całą trasę wraz z komentarzami, równie tradycyjnie zdołałam się zawieruszyć. I to zanim dotarłam do lasu. "Telefon do przyjaciela" nie pomógł - pomogła technika, a konkretnie odpalony gps w telefonie, dzięki któremu się spozycjonowałam. A potem - o dziwo! poszło jak z płatka. Jakimś cudem bez problemu znajdywałam kolejne kolory szlaków, skręcałam we właściwe strony we właściwym momencie i dotarłam na miejsce spotkania. Potem zgodnie z planem zrobiliśmy kółko razem, a następnie małżonek przebrał się w ciuchy do biegania i ruszył w kierunku domu.
Dotarł, jak było już ciemno, mając na liczniku 29 km. Spytał się mnie co mu do łba strzeliło, że znów zapisał się w tym roku na maratony. Taaa...
A jak ogólnie było? Cudnie było! Temperatura całkiem przyjemna, cieplutko. Na stada komarów i much jeszcze za wcześnie. Zima była w sumie łagodna, śniegu było mało - więc w lesie jest w miarę sucho, a z drugiej strony nie ma takiej ilości piachu jak latem. Chłopaki - zachwycone! Nawet dziecko nr 2, które jeszcze na jesieni jęczało po przejechaniu 2 km - teraz dzielnie zasuwało przez jedenaście i jeszcze sobie zażyczyło jak najszybciej powtórki. Było szukanie łosia (bo ci, którzy nie wiedzą informuję, że Kampinoski Park Narodowy zamieszkują łosie), słuchanie ptaszków, obserwowanie mrówek w mrowisku. Były teksty, po których składaliśmy się ze śmiechu (a Wiktor przejechał większego kilometra! Nie poszedłem tam mamo, bo tam jest stado mrówek)
I choćby takie wypady miały oznaczać mniej kilometrów w nogach i gorszy wynik w jakiś zawodach - walę to. Bo taki dzień jak dziś jest lepszy od najbardziej wyśrubowanej życiówki, o!
O, maaaamaaaa! |
O - tu się załapałam na fotkę - jestem daleko w tyle. A na pierwszym planie dziecię nr 3 |
Aż trudno uwierzyć,że to wiosna, a nie jesień |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz