poniedziałek, 18 lipca 2016

Bieg Wulkanów

Bieg Wulkanów
Oj, ciężko zebrać się do relacji z imprezy, którą mogłam obserwować tylko i wyłącznie jako widz. Tym bardziej, że oczywiście na tytułowy Bieg Wulkanów byłam zapisana ;) Dlatego zamiast kwiecistych opisów, wyszła mi z tego raczej fotorelacja.
Rodzinę Kochaniaków reprezentował mój mąż oraz dzieci nr 1 i 2. Dziecko nr 3 oświadczyło, że nie chce się ubrudzić. Ponieważ jakby główną atrakcją wszystkich biegów odbywanych w ramach Wulkanów jest ubrudzenie się, więc, cóż...;)

Pierwszy startował Jasiek, dziecko nr 2







Zdjęcia pochodzą tylko z fragmentu trasy, generalnie obstawiłam okolice startu i mety. W drugiej części trasy urzędował mój mąż.

Po Jaśku , w swojej grupie wiekowej, startował Wiktor, dziecko nr 1. W przeciwieństwie do młodszego brata, zaliczył mała tremę przedstartową :)


Mały stresik :)




Bracia dopingują



Czekając w okolicach mety, wypatrywałam blondasa w zielonych spodenkach w kratkę. No blondas leci. Tylko kolor spodenek mi się nie zgadzał....







Po południu mój mąż zmierzył się z ekstremalnym triatlonem. Pogoda wsparła organizatorów i część rowerowa odbywała się w burzy, deszczu i gradzie.


Już zaczyna padać






A na drugi dzień powtórka z rozrywki, tym razem w biegu głównym na 13 kilometrów.






Mycie w Zalewie. Dziecko nr 2 myje tacie buty :))


Impreza bardzo fajna, aczkolwiek nie dla osób, które lubią mieć wszystko zapięte na ostatni guzik. Bieg Wulkanów jest organizowany z pasją, ale sporo rzeczy nie jest do końca dograne na 100 procent. Jeśli cały bieg weźmiemy z dobrodziejstwem inwentarza i z pewnym dystansem - będziemy świetnie się bawić. Jeśli będziemy liczyć na mega - organizację - będziemy się niepotrzebnie frustrować ;) Choć w przypadku triatlonu, który był debiutantem wulkanicznym, myślę, że Mirek- org, wyciągnie odpowiednie wnioski i za rok poprawi różne niedociągnięcia.
Dzieci nr 1 i 2 chyba się wkręciły w tego typu imprezy. W każdym razie zażądały startu w runmageddonie :)


A co u mnie? Cóż... toczę się :) Zmagania męża i dzieci obserwowałam ze spokojem. Weszłam już w taki etap ciąży, że moja mobilność zaczyna być coraz mocniej ograniczona, a postronni ludzie nie wiedząc, że ja z tych wielkobrzusznych, pytają się mnie kiedy rodzę. No, za 3 miesiące rodzę.
Z drugiej strony brakuje mi normalnej aktywności. Chciałabym wsiąść na szosówkę, pobiec do lasu. Ba, wejść na moje trzecie piętro bez zadyszki i przystanku po drodze.
Jeszcze muszę na to poczekać:)
Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger