poniedziałek, 19 września 2016

Stoi na stacji...

Stoi na stacji...
...lokomotywa. Ciężka, ogromna...


Tak się mniej więcej aktualnie czuję :) A to oznacza jedno: moja ciąża powoli zmierza ku końcowi.
Weszłam w ostatnie jej dwa lata, zwane przez niektórych dziewiątym miesiącem. Deadline został określony na 7 października - ale praktycznie w dowolnym momencie coś może zacząć się dziać.
Tak więc torby spakowane, odliczanie rozpoczęte - a ja mogę zrobić krótkie podsumowanie tych miesięcy.

Jak już pisałam, dwie kreski na teście ciążowym były mega zaskoczeniem i rewolucją w naszym życiu. Nie byłam na to mentalnie przygotowana; moja głowa była zanurzona aż po czubek w startach, treningach, generalnie w bieganiu. Poczułam się jakby ktoś nagle, bez ostrzeżenia pociągnął rączkę hamulca awaryjnego.
Właściwie większość mojej ciąży to była walka z głową. Ciężko znosiłam odstawkę od biegania. Nie pomagał mi również fakt, że na wszystkie biegi byłam zapisana razem z mężem - który w prawie wszystkich zaplanowanych imprezach wziął udział.
Było mi chwilami tak źle, że zaczęłam rozważać pomoc jakiegoś psychologa.
I nagle, nieoczekiwanie, do pionu przywrócił mnie najstarszy syn. Wspominałam o tym na facebooku, ale wspomnę jeszcze raz.
Pewnego pięknego dnia, gdy żaliłam się, że bardzo chciałabym pobiegać, ale nie mogę, moje dziecko ze stoickim spokojem stwierdziło "a ja nie mogę chodzić na basen".
Zamilkłam. Rzeczywiście nie może. Przez swoje kłopoty laryngologiczne nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie mógł. Dla dziesięciolatka, który widzi jak bracia idą z tatą popływać, dla dziecka, które jedzie na letni obóz, gdzie główną atrakcją jest wyjazd do aquaparku - to musi być jak wyrok. W dodatku bez określonego terminu.
Jakie małostkowe i płytkie nagle wydało mi się moje użalanie nad paroma miesiącami przerwy.
Trybiki zaskoczyły i pogodziłam się sama ze sobą.
Wiem, że do biegania wrócę - bo przez te 4 lata aktywność ta stała się ważną częścią moje go życia. Poza tym moja absencja wpłynęła negatywnie na aktywność mojego męża. Dopiero teraz widać, że oboje nawzajem się nakręcaliśmy i mobilizowaliśmy. Gdy mnie zabrakło, Tiborowi trochę wszystko zaczęło się rozjeżdżać.
Wszystko powoli i w swoim czasie. Musimy na nowo wypracować logistykę, podział obowiązków, sytuacje awaryjne i tak dalej.

Jaka była ta ciąża? Najbardziej aktywna ze wszystkich. Póki się dało biegałam, jeździłam na rowerze. Ba, nawet się wspinałam. Wszystko oczywiście intensywnością dostosowane do mojego stanu.
Truchtanie zakończyłam w połowie ciąży. Zaczął przeszkadzać mi rosnący brzuch plus lekarka poprosiła o oszczędzający tryb życia.
Rower odpuściłam z końcem lipca. Brzuch mi zaczął przeszkadzać w pedałowaniu i przestałam się mieścić pomiędzy siodełkiem a kierownicą ;)
Nie zapisałam się na żaden fitness dla ciężarnych. Najpierw byłam tak pełna energii i werwy, że opisy zajęć nudziły mnie potwornie. A potem jakoś płynnie znalazłam się z drugiej strony: na samą myśl, że miałabym zrobić coś wykraczającego poza konieczną aktywność związaną z dziećmi, robiłam się jeszcze bardziej zmęczona i zdyszana niż byłam :) Śmiałam się nawet, że zadyszki dostaję od czytania bajek dzieciom.

Czekam więc sobie cierpliwie na koniec i jednocześnie początek. Skończy się stare i znane, a zacznie się nowa przygoda. No risk - no fun w koncu, nie?


Przegląd ciąży nr 4

Copyright © 2016 Matkabiega , Blogger