Od razu chcę przeprosić, jeśli wpis wyjdzie mi chaotycznie. Nie wiem jak to się dzieje, ale najlepsze wpisy rodzą się w mojej głowie w czasie biegania. W myślach układam zdania godne nagrody Pulitzera co najmniej. A potem siadam przed kompem i mam wrażenie, że te zdania dalej sobie biegają po Warszawie, podczas, gdy ja już wróciłam do domu ;)
Rok 2016 miał być rokiem z przytupem. Rokiem z pierdolnięciem, za przeproszeniem.
No i w sumie było jak planowałam ;) Choć nie sądziłam, że temu przytupowi będzie na imię Matylda :)
Oto największa przygoda, najwspanialsza życiówka, najpiękniejszy bieg, najbardziej wypasiony medal minionego roku.
To teraz wróćmy do mniej istotnych osiągnięć ;)
Jaki był ten rok pod względem aktywności sportowej? A wielkim skrócie taki:
Przyznaję się bez bicia: nie chce mi się opisywać wszystkiego od nowa.
Generalnie, pomimo ciąży, chciałam wyrwać z tego roku tyle ile się dało, bez uszczerbku dla lokatorki na pokładzie. Nie byłam w stanie zaciągnąć hamulca i ot tak zamienić się w stateczną ciężarówkę. Czas ciąży to był też okres godzenia się z ograniczeniami, układania sobie w głowie wszystkiego na nowo.
Jak ktoś jest ciekawy szczegółów zapraszam pod poniższe linki:
Rajd Czterech Żywiołów
Icebug
Półmaraton Lizbona
Harpuś
MIUT Madera
Ekiden
Arco
Co mi dała ta niespodziewana przerwa od ścigania, biegania? Cóż...myślę, że do wielu rzeczy nabrałam dystansu. Nagle na różne rzeczy zaczęłam spoglądać nie jako uczestnik siedzący w samym środku - ale tylko i wyłącznie jako obserwator. A to spowodowało, że zaczęłam na różne rzeczy związane z bieganiem, blogowaniem, obecnością w mediach społecznościowych patrzeć w trochę inny sposób.
Bieganie lubię. Cieszę się, że te cztery lata temu zaczęłam na nowo, po latach, swoją przygodę z tą aktywnością. Cieszę się, że pomimo trójki dzieci byłam w stanie coś robić i nawet odnosić mniejsze lub większe sukcesy. Zdaję sobie jednak sprawę, że być może przez długi czas moje różne życiówki się nie zmienią, a trzecie miejsce w Biegu Rzeźnika może okazać się moim największym sukcesem sportowym ever.
2016 rok zamknęłam 559 przebiegniętymi kilometrami, z sześciomiesięczną dziurą w środku roku. Bo jednak nadszedł czas na zwolnienie i bycie statecznym inkubatorem ;)
Powrót do truchtania osiem tygodni po porodzie bardzo mnie ucieszył, ale i pokazał miejsce w szeregu.
Zaczynam od zera i widzę, że dużo wody w Wiśle upłynie, zanim zbliżę się do mojej maksymalnej formy sprzed ciąży. O ile w ogóle to nastąpi. Dziecko nr 4 absorbuje dość mocno, nie mówiąc już o starszych pociechach. Muszę również wsłuchiwać się w swoje ciało, które, nie oszukujmy się, czwartą ciążą i czwartą cesarką dostało mocno w kość. Staram się nie przesadzać i pamiętać, że na dzień dzisiejszy jestem TYLKO trzy miesiące po porodzie.
Z drugiej strony to byłoby nudne nie? Na blogu pewnie królowałyby wpisy o coraz dłuższych biegach, coraz bardziej ekstremalnych pomysłach. Kiedyś moja znajoma powiedziała mi, że lubiła mnie czytać, ale odkąd przebiegłam Rzeźnika, to przestała. Bo dla niej odskoczyłam z bieganiem w kosmos. Droga Asiu, wracaj! Znów jestem zwykłą truchtaczką kręcącą kółka między blokami osiedla :)
Jeśli ktoś odniósł wrażenie,że mój wpis jest jakiś taki pesymistyczny i że już do końca życia będę dreptać po osiedlu - to się myli :) Plany są - i jak na to co powyżej naplotłam i biorąc pod uwagę moje aktualne możliwości biegowe, dość ambitne. Ale więcej nie napiszę. Bo...sama się boję. I nie wiem co z tego wyjdzie. I nie chcę zapeszyć. Nie, nie - do UTMB tym moim planom daleko - ale pozwólcie, że o wszystkim będę informować w stosownym czasie.
Na razie tylko wspomnę o najbliższych trzech miesiącach.
Na dobry początek będzie młodszy brat (a może młodsza siostra?) Biegu Chomiczówki - czyli Bieg o Puchar Bielan na dystansie 5 km. To był pierwszy bieg uliczny , w którym wzięłam udział, gdy zaczynałam biegać - więc będzie sentymentalny come back.
W marcu mam zamiar poumierać na Półmaratonie Warszawskim - i przy tym starcie zatrzymam się na dłużej.
Wybrałam charytatywną ścieżkę uzyskania numeru startowego. Co to oznacza? Ano to, że muszę uzbierać 300 zł na wybraną przeze mnie fundację. Wybrałam Fundację Wcześniak.
Moi drodzy znajomi i nieznajomi. Pal diabli, że wpłacając nawet piątaka, pomożecie spełnić fanaberię matki czwórki dzieci, żeby poszlajać się trochę po ulicach Warszawy. Ważne jest to, że pomożecie organizacji, która pomaga dzieciom, przy których moja Matylda - też wcześniak - wyglądałaby jak olbrzym.
Tu możecie sobie poczytać o Fundacji KLIK
A tu bardzo, bardzo proszę klikać i dorzucić parę groszy:) #biegamdobrze
Z góry z Matyldą dziękujemy :)
Wielkie gratuluje :) Aż miło patrzeć na Was
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń