Uśmiałam się, gdy na tablicy facebookowej wyświetlił mi się wpis "Wkurwów"
Uśmiałam się i... najpierw zrobię małą dygresję.
Parę lat temu wymyśliliśmy sobie wakacje z dzieciakami w Szwecji. Konkretnie rzecz biorąc chcieliśmy na rowerach objechać drugie co do wielkości szwedzkie jezioro, Vättern. Jezioro zacne, prawie 1900 km2, 300 kilometrów po obwodzie. W trakcie tej naszej wycieczki zajechaliśmy do miejscowości Motala. A tam rowerowy szał- ciał. Okazało się, że przyjechaliśmy w terminie jednych z większych zawodów rowerowych, których celem jest objechanie właśnie jeziora. Pierwszy raz widziałam tak wielką imprezę. Imprezę, której było podporządkowane życie całego miasteczka. Namioty expo, flagi, reklamy, specjalnie otworzone pola campingowe. Ale to co mnie wtedy zaszokowało najbardziej, to fakt, że na tę imprezę trzeba się zapisać rok naprzód. Rok? Czy Ci ludzie oszaleli? Na Mazovię MTB zapisywaliśmy się z dwutygodniowym, no może z miesięcznym wyprzedzeniem - a tu rok??
Minęło kilka lat, wciągnęliśmy się z Tiborem w bieganie.
Usiedliśmy kilka dni temu przed komputerami, żeby ustalić nasze kolejne pomysły na zawody na przyszły rok :))
Nie, teraz to może coś bliżej Żeby dojazd był dobry. Żebyśmy nie musieli się spinać za bardzo logistycznie. Może Austria...?
Nie wiem jak to się stało, że otworzyłam tę stronę. Nie wiem jak to się stało, że zajrzałam na ten konkretny bieg. Naprawdę nie wiem. Nie planowałam przecież czegoś takiego (Plany. Czemu ja jeszcze tego słowa nie wywaliłam ze swojego słownika??) A potem spojrzałam na datę i przepadłam.
- Tiborku - słabym głosem odezwałam się do małżonka - spójrz na datę...
Małż zerknął i stwierdził. - No co? Zapisujemy się oczywiście!
I w ten oto sposób swoje czterdzieste urodziny spędzę w samym środku jakiegoś cholernego, 126 kilometrowego górskiego ultra ;)
Oczywiście wszyscy widzą jak wszystko się zgadza: bieg jest blisko domu, z dobrym dojazdem, wcale nie musimy się zastanawiać jak ogarnąć w tym wszystkim dzieciaki, o przygotowaniu treningowym już nie mówiąc.
Ale, kurczę: no risk - no fun, jak głosi napis na mojej ślubnej obrączce.
Czterdzieste urodziny ma się raz w życiu. Trzymajcie kciuki.
Tacy rodzice jak wy to marzenie. Zarażacie dzieciaki pasją, sportem no i nie ma monotonni w tej rodzinie. Bieganie to piękny sport, sam kultywuję. :)
OdpowiedzUsuńWow, rewelacja! Jest Pani bardzo inspirująca - na takie biegi nie porwałoby się wielu dwudziestolatków. ;)
OdpowiedzUsuńMocno trzymamy kciuki i pozdrawiamy!
Dotsport
Fajna wyprawa :) Może czas na kolejną?
OdpowiedzUsuń